środa, 3 listopada 2010

Artykuł - Wrzesień 2010

O krzyżu dzisiaj

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie zamierzam zagłębiać się w szczegółową historię krzyża. Oczywiście posłużę się nią w jakiejś części, jednak w celu przedstawienia mojej obserwacji dotyczącej współczesnego człowieka i jego rozumienia krzyża.
Czym jest dzisiaj dla nas krzyż? A czym był jeszcze wczoraj? Jakie rozumienie krzyża przyniesie niepewne jutro?
Zgodnie z chronologią zacznę od „wczoraj”. W przeszłości, tej dalszej, krzyż jasno łączył się z religią. Można powiedzieć, że dziś też tak jest. Ale zacznijmy od początku.
Bez zająknięcia się każdy człowiek może odpowiedzieć na pytanie: na czym zmarł Jezus Chrystus? Na krzyżu. Niegdyś ukrzyżowanie było najokrutniejszą formą śmierci. W taki sposób zabijano najgorszy element (już nawet nie-społeczny). Do takiego poziomu zrównano naszego Zbawiciela, naszego Boga. Powiedzielibyśmy dzisiaj, że nie miał „humanitarnej” śmierci. Na pierwszy rzut oka, nie jest to powód do dumy.
Ale spójrzmy, co Bóg uczynił z tego doświadczenia. Przez krzyż, przez Jego mękę i śmierć objawił Swe panowanie. Zniszczył śmierć. I tak, krzyż, z symbolu wyłącznie śmierci, bólu, opuszczenia, przemienił się w symbol życia – Drzewo Życia, Słodkie Drzewo.
Wiele wieków temu w Kościołach na krzyżu nie widniał Chrystus cierpiący, lecz Jezus Chrystus zmartwychwstały. Okazywał swą chwałę, moc i potęgę. Ludzie patrzący na Niego odnajdywali siłę i pokrzepienie. Wiedzieli, że to Bóg zwyciężył, choć Jego Syn musiał doznać bólu i cierpienia. Bez wątpienia była to ogromna nadzieja dla społeczeństwa – tego uciskanego przez możnych, biedaków, ale i grzeszników.
Jak jest dzisiaj? Dziś w większości przypadków mamy do czynienia z Chrystusem cierpiącym na krzyżu. I nie jest to nic złego. Jest to jedynie położenie akcentu na inną kwestię. „Spójrz, człowieku, On cierpiał za Ciebie. Dusił się, wykrwawiał, umierał dla Ciebie.” Na pewno taka forma przedstawienia jest potrzebna współczesnemu człowiekowi, by lepiej dotarła do jego świadomości.
Jest jednak jeszcze jeden wydźwięk tego akcentu. Czasem trudniej nam, patrząc na Ukrzyżowanego, odnaleźć nadzieję. Czasem widzi się oczami tylko mękę. I tę mękę Chrystusa dokładamy do naszych tragedii i trosk. Nie zawsze potrafimy odczytać słów za pomocą wiary: „Ale ja zmartwychwstałem! Po cierpieniu nastała radość!” Stąd często katolicy są postrzegani jako wyznawcy bardzo smutnej religii. Wszak na czele stoją: krzyż i cierpienie.
I faktycznie, ludzie uciekają od katolicyzmu, ale i też od chrześcijaństwa. Źle rozumiane jest pojęcie krzyża. Niedobrze jest, gdy Krzyż przedstawia się jako „herb” ludzi zdołowanych, ograniczonych zbiorem nieludzkich zakazów i nakazów, albo pragnących wręcz cierpienia. Krzyż nie jawi się jako Życie, ale wyłącznie jako śmierć, trud, zobowiązanie do umartwiania się. Z takim orężem określeń mało kto wygra. Oczywiście nie należy w sposób sztuczny opisywać chrześcijaństwa jako religii ludzi bez trosk, podskakujących ze szczęścia i śpiewających. Byłoby to fałszem i całkowitym zaprzeczeniem sensu naszej religii. Jednak tak naprawdę chrześcijanin jest człowiekiem szczęśliwym. Jest on powołany do bycia szczęśliwym. I obraz krzyża nie zaprzecza drugiemu. Należy tylko dobrze zinterpretować całą sprawę.
Dzisiejsze rozumienie, nieco spaczone rozumienie krzyża jest owocem współczesnego sposobu życia ludzi nie chcących żadnych ograniczeń, pragnących jedynie praw, zezwoleń. Jest to problem dotykający niemal każdą dziedzinę życia, nie tylko religię. Łatwiej (pozornie) jest żyć bez wizji cierpienia, bólu. Łatwiej jest żyć ciągle z uczuciem pełnej radości.
Chęć ucieczki od bólu jest naturalna, wszak nikt o zdrowych zmysłach nie chce dobrowolnie cierpieć. Jednak człowiek dojrzały zdaje sobie sprawę z niemożności życia jedynie blaskami, bez cieni i trudności. I właśnie w krzyżu zarówno wspomniane wcześniej cienie, jak i blaski są przedstawione. Trzeba je tylko dostrzec. Nie skupiać się tylko na tym, co widzą moje oczy, ale spróbować ujrzeć, to, co mówi mi wiara. Należy odwołać się wcześniej do nauki Chrystusa o krzyżu, i do tego, co głosi współczesnemu człowiekowi Kościół.

Aleksandra Kozieł