środa, 11 listopada 2009

Artykuł - Listopad 2009

Nieco inaczej

Listopadowe dni nie wszystkich przyprawiają o zachwyt i radość w oczach. A jednak nieustanne narzekanie na wszystko, co nas otacza nie jest postawą charakteryzującą nas – chrześcijan. Chcę, by ten nieco inny artykuł przybrał formę dziękczynną za tak piękny świat. Chcę również zwrócić uwagę na bagatelizowane przez prozę życia elementy składające się na świat... Zatem od czego zacząć?
Niebo! Przyznam szczerze, że uwielbiam spoglądać o różnych porach dnia i nocy na górne rejony. I być może wiele osób nie lubi tego szarego koloru wypełniającego luki między drzewami. Jednak... Jak wygląda właśnie owa zwykła szarość, jako tło do pełnych żółci drzew? Czy nie jest pięknym wypełnieniem gamy kolorów konarów drzew? Ale niebo to nie tylko szarość. To również rozgwieżdżone sklepienie, gdzie z zapartym tchem poszukuję Wielkiego Wozu (wywołujący za każdym razem dziecięcy uśmiech na mej twarzy), to też malinowy odcień, który pięknie komponuje się z kluczami ptaków lecącymi ku swym pojedynczym azylom. To również stalowa barwa połączona z niebieską... To pochmurne, i na pierwszą myśl, nieprzyjazne rejony, na tle których, drzewa wydają się być bezczelnie doklejone. Czy kremowe chmury na beżowym sklepieniu nie wywołują poczucia spokoju i ciepła? Cóż może być piękniejszego od zmęczonego całym dniem zachodzącego słońca? Może być równie piękny wschód – kiedy to na arenę nieba wkracza zdecydowanie, ale nie w sposób agresywny – słońce – opoka roślin i wszelkich istot żyjących. Wszak od niego zależy nasze życie. Choć sama nie jestem zwolenniczką słonecznych dni (wydają mi się zdecydowanie mniej ciekawe od tych zabarwionych deszczem lub pochmurnymi godzinami), to powitania i pożegnania słońca zawsze wywoływały we mnie szybsze bicie serca. Przecież jest to kolejny dzień mojego życia. Mogłam się już nie obudzić tego poranka, a jednak Bóg wypowiedział nade mną moje imię i pozwolił mi jeszcze delektować się kolejnymi chwilami tutaj. Być może jest to dzień na zrobienie dobrego uczynku, być może na zrozumienie czegoś, co wydawało mi się „czarną magią”, a może mam spotkać człowieka, z którym połączy mnie serdeczna przyjaźń.
Niebo to również odbicie wody. Ilekroć jestem nad morzem widzę ich symbiozę, choć wydaje się, że żywioł morski jest tak odmienny charakterem i specyfiką od „podobłocznych rejonów”, to łącząc je widzimy jedność. Stal wody, która budzi w niej również coraz silniejsze fale, odcina się od zmieszanych wielu tonów niebieskiego nieba. Żywioły współegzystują ze sobą przy nas, a my mamy szansę dostrzec potęgę wody mogącej pochłonąć w swą toń każdą istotę, każdy wyrób ludzkości uważany za przełom w technice. Jedynie czego woda nie może pochłonąć to nieba... Choć linia horyzontu czasem jest niedostrzegalna i obie sfery mylą się nam – delektującym się pięknem tego świata, to Dobry Kapitan, jakim jest Bóg, nie pozwoli, aby któremuś z jego dzieł stała się krzywda i miałoby odejść w zapomnienie.
Ale czy te wszystkie obrazy, które teraz przytaczam, są dla nas na wyciągnięcie dłoni? W wyobraźni na pewno tak, dzięki czemu nie muszę aż tak często (czytaj: co tydzień) jeździć na północ, czy też na południe, by móc ujrzeć prawdziwie Czerwone Wierchy, czy może sztorm na Bałtyku. Ale oprócz wyobraźni jest jeszcze coś, co pozwoli również na uchwycenie smaku i zapachu powietrza. Tym czymś nie jest telewizja, ani Internet. Tym czymś jest spacer.
Tak bardzo piękna forma wypoczynku tego fizycznego, ale i duchowego. „Aby zwolnić puls, aby rozprostować myśli, aby znaleźć lek na lęk” jak śpiewa Anna Maria Jopek. Na spacerze właśnie widzimy przybywanie jesieni w nasze progi, powolną śmierć życia tętniącego coraz wolniej w liściach drzew. A śmierć im natura stworzyła niesamowitą. Umierając mogą ubogacić świat swymi kolorami.
Mam okazję codziennie iść przez las, ponieważ tak się składa, że moja uczelnia mieści się w lesie Bielańskim, dzięki czemu każdego dnia widzę zmiany w przyrodzie. I tak... Dostrzegam swymi oczyma las pełen żółci i coraz smutniejszej zieleni. Czasem i pojawia się brąz, lecz częściej zagości on na ziemi, otoczy swymi ramionami małe listki, dla których pozornie skończyła się wędrówka. Tworzą one swymi, na pozór niepotrzebnymi już ciałkami, klimat zdecydowanej jesieni, gdyż drzewa jeszcze walczą z jego obecnością, choć coraz słabiej. Listki leżące potulnie na dróżkach leśnych również w połączeniu z ziemią wytwarzają jesienny zapach - zapach występujący w tych miesiącach odkąd sięgam moją dwudziestojednoletnią pamięcią.
I choć czasem temperatura powietrza nie zachęca do odkrywania piękna przyrody przygotowującej się do kolejnej pory roku, to jego zapach i smak wyraźnie zaprasza do tego, by spędzić choćby moment na scenie tego przedstawienia. A przedstawienie trwa nieustannie, jest wpisane w nasze życie. Co więcej, uczestniczymy w nim, tworząc i rozwijając nasze postaci. Zapach powietrza może być ostry, lecz przyjazny. Przypomina o jego charakterze i jednocześnie o naszej niedoskonałości. W takich chwilach dziękuję po cichu Bogu za dar myślenia, dzięki któremu możemy choćby tak ciepło i wygodnie się odziać. Rześkość powietrza również zachęca do podejmowania decyzji w naszym życiu. Czasem mam wrażenie, że powietrze też ma swoje nastroje. Gdy jest duszno i parno, jakby nie chciało mu się egzystować, czuje się ogarniające zmęczenie i niechęć do wszelakiego czynu. Natomiast kiedy moja skóra odczuwa ciepły powiew z domieszką zapachu danej pory roku, wiem, że ona zadomowiła się w naszych rejonach porządnie i nie zamierza nas opuszczać przez najbliższy czas. Przytoczona rześkość oraz ostrość powietrza mówią swą urodą o decyzyjności. Wszak prawdziwą sztuką jest umiejętność dokonania wyboru, zrezygnowania z czegoś na koszt innej możliwości. A wspomniana wybrana droga inaczej pachnie. Może pachnieć zgniłymi liśćmi lub mokrą glebą – na znak trudów podejmowanych przez nas. Lecz kiedyś przyjdzie ten moment, kiedy będziemy mogli delektować się wonią kwitnących bzów i akacji.
Każda rzecz ma swój czas i tym piękniejsze jest napotkanie tej wymarzonej chwili, na którą tak długo oczekiwaliśmy. Już oczekiwanie na nią ponosi za sobą wielką radość... A radość cechuje nas – chrześcijan.

Aleksandra Kozieł