sobota, 28 czerwca 2008

After the sesja

Premedytacja w każdym calu. Łączenie angielskiego z polskim w tytule też nie bez przypadku. Czemu? Żeby pokazać jak bardzo nie poukładany jest niemal każdy fragment naszej wspólnej egzystencji. Dlaczego wspólny? Bo jesteśmy jednym (jeszcze) narodem, mieszkającym na polskiej ziemi- rodzimej ziemi... Do czego zmierzam? Po raz kolejny do "patriotyzmu", "tolerancji". Wszystko źle pojęte i zrozumiane. Smutne, czyż nie?

Studentka drugiego roku melduje się na wojowanie (gdyż nieustannie tramwajem jadę na wojnę) przez te 3 miesiące wolnego. Dziwnie brzmi- 3 miesiące. Przez ostatnie tygodnie, a nawet większość roku akademickiego podpierałam się nosem, żeby ze wszystkim się wyrobić. (Zielona herbata jest znienawidzonym przeze mnie napojem.) Nauka, zajęcia, zajęcia, nauka...Zajęcia, zajęcia... I ślęczenie nad książkami przez pół nocy, mędrkowanie jakby wszystko uczynić, by było jak najlepiej...
Czwarrrta nad ranem, może sen przyjdzie...? Taaak, mogłam zaśpiewać sobie przed jednym z egzaminów. Wtedy po raz pierwszy płakałam ze złości nad książkami. Czwarta nad ranem, niebo staje się jasne, a ja kończę się uczyć...Perspektywa niecałych 3-ech godzin snu, ból żołądka, puls 110 na minutę. Nie powiem, że chciałabym to przeżyć jeszcze raz...Choć z perspektywy czasu...To jest piękne!

Wiele się nauczyłam w trakcie tego roku. Nie mam na myśli tylko uczelni i wykładów, choć te ostatnie dużo mi dały. Chodzi mi o ten czas, te 10 miesięcy, w czasie których wielokrotnie musiałam wykazać się czymś takim jak odwaga, powaga, dojrzałość, dorosłość (czasem było ciężko).
Wiele razy nie chciałam przystać na warunki, które mi nie odpowiadały, dziś mogę rzec, że niczego nie żałuję. (Brzmi, jakbym robiła rachunek sumienia.)
Kwestie międzyludzkie także pokazały jak wiele mych ideałów było całkowicie bezużytecznych. Utylitaryzm- zawsze to hasło zwalczałam. Zresztą dziś też to czynię.
Ludzie- świetne istoty, jednak czasami mam dosyć. Na pewno wiele rzeczy zepsułam, kilka nieodwołalnie, jeszcze inne może uda się naprawić... Zobaczymy!

Bo we mnie nadal jest ta sama Ola. Ta, która śmieje się w najmniej odpowiednich chwilach. Ta, która cieszy się całą sobą, gniewa również.
Choć 20 lat na karku, nieustannie zachowuję się jak szesnastolatka. (Z wyłączeniem pewnych zachowań- listę można wywnioskować po lekturze wcześniejszych mych wypocin.)

A póki co... Zbieram się do zdobywania mych marzeń. Niebawem będę znów wisiała na słupkach granicznych, leżała w kosodrzewinie, śpiewała szanty, śmiała się z głupich żartów, krytykowała górali, brykała po szlakach górskich, krzyczała: "na północ" na Helu, wzywała Matkę Północ, by wzięła mnie do Skandynawii...

To przede mną... Każda rzecz ma swój czas...
Zapasy żywnościowe, krem z filtrem- żeby mnie słońce "nie złapało" i względnie dobry humor.
Ale to inna para kaloszy.

Generalnie... Danke za uwagę!

niedziela, 1 czerwca 2008

Artykuł z czerwca 2008.


Młodzież i Kościół


Zastanawiając się nad obecnymi czasami, nie sposób przejść obojętnie obok sprawy młodzieży oddalonej od Kościoła. Temat ten budzi emocje, w szczególności wśród ludzi w dojrzałym wieku, pobudza również do myślenia nad dzisiejszym światem. Powodów jest wiele, postaram się przybliżyć choć kilka, bo może pomóc to w zrozumieniu młodego człowieka, pełnego obaw, zagubionego, chcącego iść z prądem nowoczesności, czy po prostu zbuntowanego.

Doba, w której mamy do czynienia z wieloma subkulturami, podaje nam, jak na tacy, różne możliwości używania naszego życia, byśmy mogli krzyczeć: „robię, co tylko chcę”. Pozorna wolność? Nie zawsze.

Młodzi ludzie czuja się zagubieni, zawieszeni między różnymi rzeczywistościami- z jednej strony chęć bycia „kimś” wśród znajomych, z drugiej- chęć robienia czegoś, o czym się marzy...

Młodzieńcy w żadnej epoce nie mieli łatwego wejścia w życie, zawsze jakaś sytuacja wymagała od nich określonych postaw. A dziś? Dziś nie jesteśmy ani uciskani przez zaborców, ani nie walczymy z systemem politycznym w naszym kraju, nie musimy wychodzić na ulice, by wołać o wolność, nie musimy również potajemnie zgłębiać wiedzy w mieszkaniach. Dziś zagrożeniem jest właśnie pozorna wolność. Dlaczego pozorna? Ponieważ źle rozumiana staje się największym zniewoleniem. Dobrym miejscem w których można dokonać „przeglądu subkultur” są m.in. wszelakiej maści koncerty i imprezy plenerowe. Będąc ostatnio na koncercie udało mi się porozmawiać z jedną z osób, która nie chodzi do Kościoła. Co ciekawe, urodziła się we wspólnocie, rodzice są na Drodze, ma siedmioro rodzeństwa, zasady chrześcijańskie- można powiedzieć- wypite z mlekiem matki. A jednak coś nie zgrało się. Jak to powiedziała: „Mam teraz inny światopogląd, nie zgadzam się z nauką Kościoła, ale Neokatechumenat nadal bardzo cenię i cieszę się, że ludzie są na Drodze.” Czyli ogólna zasada- jeśli rodzice dają dobry przykład, to nie ma zagrożenia u młodego człowieka, by ten odszedł od Kościoła - w tym wypadku odchodzi do lamusa.

Idąc dalej (kolejna sytuacja z życia wzięta), dziewczyna piętnastoletnia chodzi do Kościoła, jest we wspólnocie, mimo że w domu zupełnie nikt nie uważa się za wierzącego, co więcej nieustannie jest wyśmiewana, cierpi i modli się za nich. Moje twierdzenie, iż dom nie ma większego wpływu na to, by młody człowiek chodził do Kościoła, natomiast wystarczy tylko (a może aż) rozum głównego zainteresowanego, zaczyna się sprawdzać. Oczywiście nie zawsze mamy do czynienia z ludźmi określonymi całkowicie, często spotykamy osoby, które kreują swój wizerunek na pokaz. I znów, najczęściej ma to podłoże w psychice. Nawoływania z ambony nie pomogą, trzeba indywidualnie poświęcić czas, wykazać się zainteresowaniem, a nie umiejętnością krzyku, by pomóc takiej osobie. Przecież alkoholizm, narkotyki, nieczystość seksualna, a nawet sekty są wielkim krzykiem ludzi! Są krzykiem o pomoc! Nie wystarczy powiedzieć: „Przyjdź na Mszę, wyspowiadaj się”. Trzeba pomóc podnieść się takiej osobie i gdy upadnie ponownie wspomóc w otrzepaniu się z brudu. Zdarza się (czego byłam kilkakrotnie świadkiem), że ksiądz mając gorszy dzień, wyładował się na człowieku, gdy ten przyszedł do niego z prośbą o pomoc. Teoretycznie i praktycznie wiemy, że nie przychodzimy do Kościoła dla ludzi, lecz tylko dla Boga. Tego typu problem często pojawia się w różnych wspólnotach, w których tworzone są „kółka wzajemnej adoracji”- przez co (o zgrozo) młodzież ma autentyczny uraz do wszelakiej maści wspólnot, a nawet Kościoła. Nie są to przypadki odosobnione, gdzie zatem leży odpowiedzialność? Czy rywalizacja musi nawet do sfery sacrum przenosić swój brudny płaszcz?

I ostatnia sytuacja, którą przytoczę, to subkultury i atmosfera w szkołach. Subkultury w pewnym stopniu istniały zawsze, posiadając swoje indywidualne przekonania, włączając do swego grona tylko tych, co myśleli podobnie, nie wyłamywali się, tworzyli swego rodzaju solidarność. Dzisiejsze subkultury często szykanują kościół, ponieważ utożsamiają go ze zniewoleniem, przymusem. Młodzi ludzie, odczuwają potrzebę bycia z kimś we wspólnocie, przez co decydują się na zatracanie siebie na rzecz innych, których może nazwać swoimi „przyjaciółmi”. Nie twierdzę jednak, że każda subkultura jest zła- może faktycznie jednoczyć ludzi myślących podobnie, interesujących się m.in. tą samą muzyką. Trzeba jednak zachować umiar i zostawić kawałek autentycznego siebie dla siebie samego. Co to oznacza? Byśmy nie wytrącili z własnego „ja” esencji naszej niepowtarzalności. Gdy to uczynimy, nadchodzi zagrożenie wejścia bez reszty w coś , co nie zawsze jest do końca dobre i znane.

Co więc należy czynić? Należy pielęgnować nasze wnętrze, być w korelacjach z ludźmi, bo bez nich tak naprawdę nie istniejemy, pomagać osobom zagubionym we własnej duchowości, tudzież poszukującym drogi. Nie odrzucajmy młodych ludzi uważających się za ateistów i wrogów Kościoła. Szanujmy ich, może być to krzyk wołającego na pustyni. A my, jako chrześcijanie, jesteśmy powołani do miłości bliźnich bez względu na to kim są. Dlatego z odwagą, cierpliwością i pokorą starajmy się włączać w pomoc młodym ludziom.


Aleksandra Kozieł