poniedziałek, 22 września 2008

Artykuł- wrzesień 2008

„Tym razem jedziemy z wykupionymi miejscówkami!” Pierwsze słowa, które wypowiedzieliśmy, gdy ustalaliśmy szczegóły wyjazdu (kolejnego w tym roku) do Zakopanego.
Kierunek (jak zwykle) ku Siostrom Józefitkom- osobom będącym niesamowitymi gospodyniami, pełnymi ciepła i troski o zapalonych turystów z Warszawy.
7 lipca A.D. 2008 z ekwipunkiem na górskie wyprawy zawitaliśmy do Kościeliska wraz z Ojcem Tomaszem Jońcą.
Jakimi słowami można ten wyjazd scharakteryzować? Na pewno hasła: „Na skróty!”, „Cięciwą przetniemy drogę!” oraz „kolejna dostawa 'antymięśnia' z apteki” przekażą klimat tejże eskapady.
Chadzaliśmy niemal wszędzie tam, gdzie nie do końca powinniśmy iść. Ambitnie kroczyliśmy, zastanawiając się, kto odpadnie z kolejnego etapu „Selekcji”.
Zdobyliśmy szczyty (m.in.) Grześ, Wołowiec, Rakoń, Kasprowy Wierch, Giewont, (jedna zbyt ambitna- nawet autorka tegoż mini artykuliku- poszła niechcący na Szpiglasowy Wierch), Wielki Kopieniec, Sarnia Skała, Gęsia Szyja. Czymże byłby jednak wyjazd bez odwiedzin dolin: Kościeliskiej, Chochołowskiej oraz Strążyskiej? Ponadto wkraczaliśmy do jaskiń, na polanki, łaziliśmy po łańcuchach i wisieliśmy ponad 2000 m n.p.m. (i my to przeżyliśmy!).
Nie dalibyśmy sobie rady w wielu trasach, a może inaczej- nasze wycieczki nie byłyby tak urozmaicone, gdyby nie osoba Ojca Tomasza.
Ojciec nie tylko zadbał o nasze „wyżycie się” w kwestii fizycznej, ale również troszczył się o naszą duchowość. Codzienna Eucharystia, opatrzona głębokimi refleksjami nad Słowem Bożym i przełożenie sytuacji występujących w Biblii na codzienność, pozwoliła każdego dnia zdobyć siły na kolejne doznania na szlakach. Lipcowy wyjazd był również czasem na zastanowienie się nad swoim życiem (zabrzmiało górnolotnie, jednak tak było), przyszłością. Mogliśmy też wspólnie pośmiać się i poznawać nawzajem m.in. historie z dzieciństwa.. Nic tak bowiem nie zbliża, jak wspólne wędrowanie i pomoc w drapywaniu się na kolejne szczyty.
Wycieczka do Doliny Pięciu Stawów, przejście z powrotem (dla chętnych) żółtym szlakiem przez Kozią Przełęcz jest, a w zasadzie była eskapadą, której nie zapomni część grupy (chyba) do końca życia. Tutaj można śmiało powiedzieć, że wiedza, doświadczenie Ojca Tomka, jak również olej do namaszczenia chorych, znajdujący się w Ojca kieszeni, pozwoliły czuć się bezpiecznie, wspinając się po pionowych skałach bez zabezpieczenia, zdając się jedynie na siły własnych rąk.
Należy jedynie wezwać jednostki odpowiedzialne za znakowanie tras, by tabliczki informujące zdaniem: ”Szlak turystyczny bardzo trudny. Uwaga! Spadające kamienie!” nie znajdowały się tylko z jednej strony szlaku, lecz po obydwu. Jakże wielkie było nasze zdziwienie, gdy ujrzeliśmy owy znak, będąc już po przejściu tegoż trudnego odcinka. Było to nasze najdłuższe wyjście- byliśmy na szlaku przez 15 godzin. Jednak troska reszty naszej grupy, która wróciła innym, bezpieczniejszym odcinkiem, wzruszyła nas i dodała sił.
Co wynieśliśmy z tego wyjazdu? Oprócz licznych kontuzji, na pewno jeszcze więcej szacunku dla potęgi gór, ostrożności, radości, uśmiechu, miłości do każdego następnego dnia. To wszystko przekazał nam Ojciec w trakcie rozmów na szlakach, w domu, przy jedzeniu, albo nawet w autobusie.
Jedno jest pewne: jeśli będzie nam dane, za rok jedziemy znów w góry pod przewodnictwem Ojca Tomka, który potrafi ugotować m.in. Specjalność Szefa Kuchni- zupę pomidorową.
Jest to tez zachęta dla każdego z nas, by w czasie wolnych tygodni, w wakacje spędzić choć kilka dni tak, by móc wypocząć duchowo. Każda forma jest dobra. W naszym przypadku były to góry. Dla innych może być to wyjazd nad morze, na kajaki, czy też rekolekcje dla dziewcząt lub chłopaków prowadzonych przez zgromadzenia zakonne. Nie bójmy się organizować, czy uczestniczyć w wyjazdach, gdzie codzienna Eucharystia jest obecna. Wtedy (dla niektórych paradoksalnie) możemy dobrze się bawić, zastanowić się nad swoim życiem, wypocząć.
To nie jest ograniczenie, to jest przywilej- możemy w końcu bez pośpiechu zasiąść w świątyni Boga, będąc z Nim w dialogu, mówiąc Mu o wszystkim, co mamy w sercu. Takie chwile mogą nam pomóc w poprawie relacji z naszym Stworzycielem, naszym Przyjacielem. Pamiętajmy, że wakacje nie są odpoczynkiem od Boga, choć Szatan próbuje wmówić zupełnie co innego. Jest to też możliwość sprawdzenia dojrzałości naszej wiary, czy jest ona na poziomie małego dziecka, czy dojrzałego chrześcijanina. Życzę odwagi w mówieniu „Nie!” Złemu oraz w czynieniu kroków zmierzającym ku odnowie wnętrza każdego z nas.

Aleksandra Kozieł