czwartek, 20 grudnia 2007

Dwudziesty grudnia

Pomódl się, Miriam, aby Twój Syn żył we mnie,
pomódl się, by Jezus we mnie żył.
Gdzie Ty jesteś, zstępuje Duch Święty.
Gdzie Ty jesteś, niebo staje się.

Miriam, Tyś jest bramą do nieba.
Moim niebem jest Twój Syn.
Weź mnie, weź mnie, do swego łona,
bym bóstwem Jezusa zajaśniał jak Ty.

Gdybym umarł, Jezus żyłby we mnie.
Gdybym umarł, odpocząłbym.
Przyspiesz, przyspiesz moją śmierć.
Pragnę umrzeć, aby żyć.

Wbrwe pozorom, to nie są dołujące słowa. Osoby, które znają
moje myślenie, wiedzą, że są to słowa pokrzepiające, pełne nadziei.
Dziś, będąc na liturgii słowa we wspólnocie, czytania były
adresowane do mojego serca. Nie mogłam mieć obojętności
w sobie. Gdy słuchałam słów: Bądź zimny albo gorący, nie zaś
letni (parafraza), wiedziałam, co jest w moim teraźniejszym
postępowaniu do naprawienia.
"Daj mi siłę swą, abym stał się bezsilny!" Spoko-oko, damy radę.
Jutro piątek-the last day na uniwerku.
Kolejne terminy na zaliczenia. Też damy radę!

Jutro wycieczka do mej ukochanej Cioci. Już nie mogę się
doczekać. Cieszę się, jak zwykle, jak dziecko. Zresztą ja
zawsze cieszę się niczym dziecko. Ostatnio, gdy usłyszałam,
że moje koleżanka posiada płytę, na którą poluję od roku,
ludzie stojący przed Aulą Jana Pawła II na uczelni usłyszeli
 okrzyk radości.
Natomiast, gdy dostałam 18 maja, w drugiej klasie liceum
od mej Bratniej Duszy- Ani O. prezent na imieniny, cały
korytarz przed pokojem nauczycielskim słyszał
mą radość. Tak, że nauczyciele przechodzący uśmiechali się do mnie. 
Akurat byłam przed lekcją religii, na której to obecnych osób 
było (i tak sporo) 3! I śmierdziało. Jak zwykle, nawet wtedy nie
potrafiłam zachować powagi i rozbiłam lekcję memu katechecie
na cząsteczki- przyzwyczajony był. Do goracych dyskusji
również był przyzwyczajony.

Teraz chyba nie jestem lepsza. Wiek wcale nie powoduje
wzrostu powagi w postępowaniu człowieka- nie w moim
przypadku.