sobota, 26 stycznia 2008

Kim są dla mnie Redemptoryści?

Artykuł z listopada 2007

Dowiedziawszy się o temacie tego artykułu od Ojca Andrzeja, zadałam sobie pytania: „O co chodzi? Co ja właściwie mam napisać?” Później nadeszły myśli: „Może powiać nudą w tym artykule. Jaką właściwie przyjmę koncepcję w sposobie przedstawienia zagadnienia? Przecież ludzie to będą czytać!” Panika. Nie myśląc cały dzień o tejże sprawie, telefon Ojca na warszawskim Żeraniu w poniedziałkowe późne popołudnie, zmusił mnie do zastanowienia się nad tą sprawą.
Moja współpraca ( jak to mądrze i wyniośle brzmi) zaczęła się nagle. Tak jak cała historia z Kościołem św. Klemensa. Zaczęło się niewinnie od jednego Ojca (będącego daleko już stąd), któremu zawdzięczam powrót do kościoła, wzrost duchowy, odwagę w wierze. Można swobodnie powiedzieć, że wszystko, co najlepsze zaczęło się właśnie tu, na Karolkowej. A co więcej, młoda gniewna, którą byłam, znalazła swoje miejsce pośród prawdziwie miłujących Chrystusa.
Trzeba wiedzieć, że zrobienie na mnie wrażenia, jest czymś trudnym- w szczególności jeśli chodzi o kwestie, wobec których jestem negatywnie ustosunkowana.
Zadając jednak podstawowe pytanie: Kim są dla mnie Redemptoryści? -Mogę z całą stanowczością powiedzieć, iż są ludzie tacy sami jak my wszyscy. Jedni mają talent w podejściu do młodzieży, inni potrafią „zaczarować” dzieciaki, jeszcze inni prowadzą wykłady w różnych miejscach. Jedno ich łączy: służą ludziom i głoszą „Obfite u Niego Odkupienie”. Tylko czy aż? Jak najbardziej odpowiedź nr 2.
Zrobiłam długi wstęp i poniekąd zmusiłam Was, Drodzy, do przeczytania bardzo małego fragmentu z mojego życia, ponieważ chciałam przez to pokazać, jak bardzo Miłość pochodząca od Boga, działająca przez Kapłana, może zmienić serce zbuntowanej nastolatki. Co więcej, jak może odmienić dalsze postępowanie w życiu.
Minęły kolejne wakacje, a ja jestem bogatsza o następne wspomnienia z miejsc, w których napotkałam ludzi ze Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela. Zaczyna się zawsze tak samo. Jestem na Mszy, później spotykam jakiegoś Ojca lub Brata: Skąd jesteś? Z Warszawy? O, to zapewne znasz (miejsce na imię i nazwisko Ojca albo Brata). Rozmowy później toczą się różnie, ale koniec jest zawsze taki sam: „Tak krótko tu będziesz? Zapraszamy częściej, przyjeżdżaj, zawsze będzie dla ciebie miejsce”.
Nie są to tanie frazesy, które przytaczam ze względu na łaskawe oko Ojców z tego domu, bym nadal mogła spokojnie śpiewać i grać w scholi, czy pomagać w Oratorium. To jest prawda.
Redemptoryści to również ludzie, którzy nie pogardzą dobrym żartem, działają z młodzieżą, nie boją się wyjść na przeciw problemów młodych ludzi. Właśnie dzięki (często uważanym za dziwne) wyjazdom, wypadom, dłuższym i krótkim spotkaniom można poznać wnętrze człowieka, który na co dzień rozgrzesza wielu ludzi w konfesjonale, odprawia Msze, prowadzi wspólnoty, jak również boryka się z problemami własnej wiary- by potrafił zawsze i wszędzie, bez wahania zawierzyć się Bożej Opatrzności. Trudne, prawda? Często traktujemy Ojców, jak automaty do rozwikłania naszych wszelakiej maści problemów- i z jednej strony słusznie, ponieważ oni zdecydowali się na taką drogę. Chcieli i chcą pomagać nam. Pamiętajmy jednak, że są (tak jak wcześniej wspomniałam) takimi samymi ludźmi, jak my. Czasem z potocznym „dołkiem”, wysublimowanym poczuciem humoru czy też ze specyficznym poczuciem humoru. Tak.
Nie bójmy się poznawać Redemptorystów, ponieważ jest na pewno wartościowe doświadczenie. Nie lękajmy się wstępować do wspólnot prowadzonych przez Ojców, nie wahajmy się zaangażować w różne przedsięwzięcia w kościele. Jeśli czujesz w głębi serca ukłucie, patrząc na jakieś przedsięwzięcie w świątyni czy tuż przy niej, nie walcz z głosem serca i przychodź! To ma swój cel. Może dzięki temu zmienisz swoje życie? Ja tak uczyniłam. Odwagi!

Aleksandra Kozieł