czwartek, 13 grudnia 2007

MY-SLO-VITZ!

Zdarte gardło (od śpiewania, a raczej darcia się) +  dużo śmiechu
+ świetne osoby będące ze mną + Myslovitz = zadowolona Ola

2 godziny utworów panów z Mysłowic. Było wspaniale.

Koncert jedyny w swoim rodzaju- ostatni przed roczną przerwą.
Mam nadzieję, że rzeczywiście roczna...a nie na zawsze. Chociaż
co ma być, to będzie.

Nastolatki darły się, że Rojek jest zaje..isty... a ja?
A ja, miałam najbliżej Przemka Myszora. Lubię patrzeć
jak działa na klawiszach i gitarze. Oglądając występ owych
panów, miałam uśmiech na
twarzy- ich muzyka podąża ze mną przez życie kolejny
rok - już 8 lat na hasło "Myslovitz" uśmiecham się od ucha do ucha.

Gdy przyglądałam sie grze
chłopaków, miałam wrażenie, że wraz z nimi dorastałam
i dorastam nadal.

Rojek już nalezy do drużyny pierścienia. Widząc obrączkę
na jego palcu, cieszyłam się, ciepło na sercu mi się zrobiło,
ponieważ może teraz szalone fanki trochę się uspokoją :)

Jednak powoli dochodzę do wniosku, że etap- szalone koncerty-
zaczyna się dla mnie kończyć. Już nie reaguję tak spontanicznie
na zespoły, których słucham. Wolę rozkoszowac się muzyką w
niezbyt dużym gronie. Owszem, szaleję nadal, zdzieram gardło,
skaczę, ale to zupełnie coś innego. Może to zmęczenie, może usilna
próba wejścia w dorosłość. 
A ja przecież, proszę pana, jestem jeszcze małą dziewczynką,
która cieszy się jak dziecko z najmniejszego kroku do przodu,
zawstydza się i rumieni, gdy ktoś coś powie, na co nie jest
przygotowana. Tak, jestem dzieckiem.

Zobaczymy jak to będzie.