środa, 31 października 2007

Święta wojna, bezkultura mas...

"... misja szukania życia

I znowu nie mogę zasnąć nie mogę gdy
Gdy ciągle złe mi się śni

I budzę się w nocy i biorę prysznic rozbity w kawałki
Z oglądania telewizji i boję się bardzo
I boję się ludzi gdy wychodzę na ulicę
A oni tacy dziwni, grubo ubrani i bez uśmiechu
Patrzą nerwowo w prawo i w lewo
Oni także się boją i patrzą na mnie
Oni boją się mnie a ja ich
Oni boją się mnie"

Sentyment, utwór dodajacy otuchy. Dziwnie brzmi, nie? Jak może 
coś martwego 
dodać otuchy? Jeszcze taki tekst...
Przecież nie ma duszy. W zasadzie nie jest to muzyka 
"żywa"- 
dobiegająca do mego ucha
prosto od wykonawcy. A jednak... 
Przypomina mi się liceum. Stoję na korytarzu na parterze
(okolice średniej sali gimnastycznej-tam też zawszerobiłyśmy
numery z przebraniem się na wf-ale to inna historia),
w towarzystwie Ani O., najczęściej przebywałyśmy tam
przed łaciną. Stękałam, że nie chce mi się nic, chcę uciec
do domu, mam dość wszystkiego. Wówczas Anna O. patrząc
na mnie charakterystycznym wzrokiem, mawiała:
"Olcia/Słońce....jeeej, nie jęcz! Marudzisz ciągle."
Wówczas ja upierałam się,  że wcale, a wcale nie jęczę
(biorąc pod uwagę fakt, iz do tego nigdy się nie przyznam). Aaaaajć.
Ożywiałam się w pewnym momencie i zaczynałam śpiewać na
cały korytarz właśnie tę piosenkę, po czym wystukiwałam
rytm klaszcząc w trakcie refrenu. Taaaaak.....Sowiński......Osińska A......I inne osobistości oraz miejsca. 
Liiiiiceeeeeeum....Nasze mieeejsca przy pokoju nauczycielskim,
lekcje francuskiego, niesmiertelne lekcje polskiego, historii. Moje
ożywienie na religii.
To były fajne czasy!