"Na scenie w blasku świateł
Znów to samo, gram solówę, kochają mnie
Tysiące twarzy mam przed sobą
Przed moją stronę wielbią mnie
Ja jestem dla nich bogiem
Ja jestem bogiem ich"
W poszukiwaniu przeszłości. Fajno, nie powiem, zanurzyć się
w muzyce brzmiącej w moim
umyśle od kilku lat.
Ale ja nie o tym. Nie o Myslovitz. Nie o moim bziku nt.wytworu gostków z Mysłowic.
Ja o "Dziadach" chciałam pociągnąć temat. Romantyzm- "cudowniasta" epoka, nie lubuję się w niej z powodu wielkich miłości, kobiet przedstawionych jako "puch marny", własność mężczyzn, obiekt westchnień, traktowanych wyłącznie jako przedmiot, a nie podmiot miłości. Miłości platonicznej.
W zasadzie nawrót zafascynowania romantyzmem zrodził się
z nadchodzącym listopadem-
"Dziady"- obrzęd słowiański, w czasie którego duchy odwiedzały żywych.
Romantyzm to nie tylko walka piórem, zdania owinięte pięknymi słowami, to również sposób myślenia. Owe myślenie było powodem częstych samobójstw. Ból istnienia- Weltschmerz.
Mimo że dzisiejsze czasy różnią się od minionych, dostrzegam podobieństwo m.in. w tym aspekcie- ludzie nie radzą sobie z życiem, miłością (szeroko rozumianą). Wybierają śmierć- tylko czy to jest ucieczka? Nie.... Ostatnio na którymś wykładzie było o samobójstwie...Tylko nie mogę sobie przypomniec (jak zwykle) na jakim....Skleroza...
Taaak, tylko generalnie, o czym ja chciałam? Hmm...jak zwykle za duzo myśli w jednej głowie.
Podsumowanie: Uwielbiam Romantyzm!
Dbrnc!